Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/186

Ta strona została przepisana.
184
SZPIEG

mawszy wzaiemnego czułości dowodu, zmartwiona, pomieszana, do swego osobnego odeszła pokoiu.
Kapitan Warthon, zaręczywszy słowem honoru, iż nie będzie więcéy szukał sposobów ucieczki, wolnym od dozoru został. Zaymował się on właśnie urządzeniem potrzebnych wygód, amerykańskiemu Kapitanowi, przykazuiąc ludziom iżby mu na niczém nie zbywało, gdy w tém w sieni spotkał się z Doktorem, który go na placu bitwy opatrzył, a którego Major do kapitana Syngletona przywołać kazał.
— Ah! zawołał przybywaiący Eskulapiusz, z ukontentowaniem widzę dobre skutki pomocy moiéy; ale zaczekay, rękaw masz rozdarty, a tu czas nagli...... nie masz szpilki? nie, nie; znalazłem przecie iedną, nie należy tego pokazywać żeś ranny, boby ieszcze który z naszych chirurgów gotów ci rękę amputować.