Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/191

Ta strona została przepisana.
189
ROZDZIAŁ VIII.

— Nie godzi się, rzekł Doktor, żeby ludziom takie olbrzymie zadawać ciosy: inaczéy wszelkie usiłowania sztuki naszéy na nic się nie zdadzą. I pytam co tego za potrzeba? czy ich woyna wymaga; wszakże nayważnieyszą iest rzeczą zostać panem bitwy, czegóż pastwić się nad nieprzyiacielem, który nigdy człowiekiem bydź nie przestaie. Gdybyś wiedział Majorze, ile to ia czasu straciłem, aby dać uczuć kapitanowi Lawton...
— Myśl teraz lepiéy o kapitanie Syngleton, przerwał z niecierpliwości Dunwoodi.
— Nie zapomnę o nim: biedny Jerzy! trzeba przyznać, że i tak wyszedł szczęśliwie. Ale żebyś wiedział Majorze, ile to razy po bitwie stoczonéy, przez kapitana Lawton szukałem na poboiowisku takiego rannego, którego wyleczyć niemałym byłoby zaszczytem: lecz nie: same tylko zadrażnienia, albo śmiertelne ciosy. Ah! Ma-