Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/192

Ta strona została przepisana.
190
SZPIEG

jorze, oręż u takiego Samsona iak Lawton, iest to samo, co u szalonego miecz w ręku.
W tym momencie goniec oznaymił Majorowi, iż iego obecność na polu bitwy, niezwłocznie iest potrzebną.
Uścisnąwszy za rękę swoiego przyiaciela, pożegnał go z zapewnieniem, iż wkrótce do niego przybędzie, i mrugnąwszy na Doktora, wyszedł z nim razem z pokoiu.
— Jakże myślisz, będzie uleczonym?
— Może bydź, odpowiedział krótko Sytgreaw.
— Bogu niech będą dzięki, zawołał Dunwoodi schodząc ze schodów, gdy tymczasem Doktór do pokoiu rannego powrócił.
Nim Major odiechał, przyszedł ieszcze na moment do salonu, gdzie cała familia zebraną była. Nie miał on iuż w swych rysach dawnego smutku i niespokoyności wyrazu, i owszem łagodny uśmiech, lice iego ożywiał.