Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/198

Ta strona została przepisana.
196
SZPIEG

cy, i gdy się uskarżał na ból lewego ramienia, iakiego po swém spadnięciu z konia doznawał, Dunwoodi oświadczył mu iż go każe odprowadzić do domu Warthona, gdzie znaydzie potrzebną pomoc dla siebie, oraz, że mu pozwala pozostać tam na słowo, dopóki dalsze rozkazy nie zaydą: z prawdziwą téż radością Pułkownik w mieysce swego przeznaczenia pośpieszył.
— Pułkowniku Welmer! zawołał Henryk widząc go wchodzącego do pokoiu. Fortuna nie sprzyiała że ci lepiéy odcmnie? zapomniy iednak co cię dotknęło, i bądź pewien, iż cały dom oyca moiego, starać się będzie uprzyiemnić przykre dla ciebie chwile.
Pan Warthon przyiął nowego gościa z pozorną otwartością, iaką w każdym podobnym wypadku zachować umiał. Henryk zaś pobiegł do pokoiu Kapitana Syngletona, uwiadamiaiąc Doktora, iż inny ranny Of-