Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/202

Ta strona została przepisana.
200
SZPIEG

zać swoią ranę. Jak to! to zadraśnienie na ręku, któż go tak skaleczył?
— Dragon z woyska powstańców.
— Niepodobna Mości Panic, znam ia iak oni rąbią. Biedny Syngleton teraz ieszczeby silniéy uderzył. Zresztą, dodał przykładaiąc mu do ręki kawałek powszechnie znanéy kitayki angielskiéy, dopełni to pańskiego życzenia, gdyż pewien iestém, iż tego tylko żądałeś odemnie.
— Cóż przez to rozumiesz, Mości Doktorze? zapytał Pułkownik obrażonym tonem.
— Że chcesz uchodzić za rannego, odpowiedział Doktór. — Możesz nawet przydać, iż cię stara Baba opatrzyła, bo i w saméy rzeczy nie potrzebuiesz innego chirurga.
Podczas tego, iazda Amerykańska uporządkowała się i wyszła z płaszczyzny. Na czele iéy dowodził Maior Dunwoodi, moment uniesienia iuż był minął, krew nie tak gorąco wrzała w iego żyłach, iak za daném do boiu hasłem; smutek ogarnął iego du-