Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/206

Ta strona została przepisana.
204
SZPIEG

swym Porucznikiem iechał na przodzie. — Młody Chorąży, cokolwiek z tyłu maszerował za niemi, i nucąc sobie wesoło, myślał żeby iak nayprędzéy można było wyciągnąć się na wiązce słomy, po całodzienném utrudzeniu.
— Tak iest, mówiłem i powtarzam, odezwał się Porucznik, iż trzeba Kapitanie abyś miał zawsze kogo przy swoim boku, coby cię mógł zastawić od podobnego uderzenia, przez które dzisieyszego rana, z konia zrzuconym zostałeś.
— Nie mów iuż mnie Masonie o tém przeklętém uderzeniu, od którego wszystkie gwiazdy w oczach mi się zaświeciły. To pewna, że ieżeli w tym momencie, mam ukontentowanie znaydować się obok ciebie, to iedynie kaszkietowi moiemu winienem.
— Albo téź grubości twéy czaszki! Kapitanie.