Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/209

Ta strona została przepisana.
207
ROZDZIAŁ IX.

w mgnieniu oka John Bull ze szczętem powalonym został.
— Naypięknieyszy widok w życiu moiém straciłem, rzekł Lawton z westchnieniem: lecz Massonie, dodał prostuiąc się na koniu, spóyrz na prawo co tam się rusza.
— To człowiek! odpowiedział porucznik.
— Patrząc na niego z tyłu, wygląda z garbem iak wielbłąd, i przypatruiąc się przez perspektywę: Harwey Birch! zawołał, nie uydzie mi iuż teraz żywy lub nie, musi się dostać w moie ręce.
W tych słodach przypuścił konia galopem ku niemu, Masson zaś zleciwszy chorążemu iżby resztę oddziału prowadził, sam wziął z sobą dwunastu żołnierzy, i udał się za swym kapitanem.
Birch tyle był ostrożnym, iż nie zeszedł ze szczytu skały, gdzie go naypierwéy Henryk Warthon spostrzegł, nie tylko po ukończeniu utarczki, ale wtenczas nawet, kie-