Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/210

Ta strona została przepisana.
208
SZPIEG

dy się dostatecznie iuż był przekonał, że wszystkie woyska wyszły z płaszczyzny. Czekał spokoynie wieczora, i dopiero iak się iuż dobrze zciemniło, do swego mięszkania udać się ośmielił. Jeszcze czwartą część drogi nie uszedł, gdy usłyszał tentent koni za sobą, i łatwo mógł się domyśleć, iaka za nim kawalerya iechała. Dowierzaiąc wieczornéy ciemności, przyśpieszył kroku i podchlebiał sobie, że go nie spostrzegą, gdy wkrótce poznał głos Lawtona, który wołał na porucznika, aby za nim przybywał. Krew się ścięła w iego żyłach, nogi pod nim zadrżały, widział się zgubionym. Niebezpieczeństwo iednak tak bliskie, dodało mu odwagi, rzucił z siebie swóy kramik, i co prędzéy uciekać zaczął, w nadziei dostania się do lasu. Z tém wszystkiém zawiodły go iego usiłowania; usłyszał bowiem ścigaiących dragonów, nie daléy iak o dwie stai od siebie. Przytomny w każdém zdarzeniu, padł