ma Sytgreawa, żeby mnie opatrzył. Poruczniku! poday rękę, i pomóż mi wsiąść na mego Roanoke.
— Sytgreaw iest ztąd o dwa kroki, rzekł Masson, ma on rozkaz pozostać w domu Warthona, dopóki Syngleton całkiem nie wyzdrowieie.
— To dobrze, poiedziemy do niego. Stary Warthon okazał się dla mego oddziału bardzo gościnnym: nie wypadałoby żebym ocierał się około iego bramy, a do niego nie wstąpił. Zresztą w takim czasie i o téy porze potrzeba zmusza.
— I dawszy trochę wypocząć naszemu woysku, odprowadzę go potem do Czterokątów. Ale żebyśmy znowu nie ogłodzili bardzo Warthona? spodziewam się, iż ieszcze teraz znaydziemy podostatek wszystkiego, i samo wyobrażenie, takiéy kolacyi, iakie nam dał dziś śniadanie, bardzo wielki ma wpływ na moie zdrowie.
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/215
Ta strona została przepisana.
213
ROZDZIAŁ IX.