Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/219

Ta strona została przepisana.
217
ROZDZIAŁ IX.

— Ranić! powtórzył Sytgreaw, Kapitan ieszcze nikogo nie ranił, broń iego śmierć zadaje, śmierć nieuchronną, mimo wszelkich moich uwag, i proźb iakie mu robiłem.
— Wszakże kapitan Lawton iest ten sam, który dziś był zrana, i iak się spodziéwam iest przyiacielem pańskim, odezwała się Franciszka, widząc przestrach maluiący się na twarzy swéy ciotki.
— Bez wątpienia, żyię z nim naylepiéy, w gruncie duszy człowiek to bardzo dobry, i officer rzadkiego meztwa. Jedna w nim tylko nieszczęsna wada, iż nie chce się nauczyć, iak ma ciąć pałaszem, aby resztę sztuce moiéy zostawił. Każdy musi mieć swóy sposób do życia, a tu proszę państwa: z czego doktór utrzymać się może, kiedy iego pacyenci wprzód umieraią, nim on ich zobaczyć zdoła?
Mówiono ieszcze o powodach, iakieby bydź mogły do tak późnych wystrzałów,