Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/22

Ta strona została przepisana.
20
SZPIEG

że, nad posłuszeństwo temu, który ma naturalne rządzenia prawo.
— Bez wątpienia, bez wątpienia, rzekła Franciszka biorąc ią za rękę, i obróciwszy się do Harpera, dodała z uśmiechem: iużem Panu powiedziała, że ia z moią siostrą niebardzo zgadzamy się w naszych politycznych zdaniach, lecz mamy bezstronnego Sędziego w naszym oycu, który zarówno kocha Anglików, iak Amerykanów, i który interes ludzkości na piérwszym ma celu.
— To prawda, rzekł Warthon mierząc co moment z niespokoynością obydwóch swych gości: mam przyiaciół wielce mi szacownych w obu woyskach, i na którąkolwiek bądź stronę przechyli się zwycieztwo, zawsze to nie mało mnie łez kosztuie.
— Niema niebezpieczeństwa, któregoby nie pokonali Yankeesy[1] rzekł nowo przybyły, nalewaiąc sobie drugi kielich wina.

  1. Wyraz pogardy, którego używaią Anglicy odznaczając nim Amerykanów, a nadewszystko Bostończyków.