Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/224

Ta strona została przepisana.
222
SZPIEG

— Sytgreaw! zawołał jedną razą Lawton, zaklinam cię, porzuć tę piłkę, gdyż mi na sam iéy widok krew się ścina w mych żyłach.
— Jak to? Kapitanie! człowiek który tyle razy narażał się na śmierć lub kalectwo, lękać się tak użytecznego instrumentu może?
— Spodziewam się, iż nie doświadczę na sobie, aby mi mógł bydź użytecznym.
— Nie chciałżebyś korzystać z pomocy tego narzędzia, któreby ci zachowało życie, odcięciem nicbezpiecznéy części, grożącéy zepsuciem całego ciała?
— Zapewne że go nigdy znać nie chcę, chociaż naybardziéy byłbym ranny.
— Jakże? tobyś umrzeć wolał?
— Zapewne! na mą duszę. — Nigdybym nie pozwolił, żeby mnie iak barana ćwiartowano. Lecz skończmy o tém: sen mnie morzy. Mamże iakie żebro złamane?
— Nie.