Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/52

Ta strona została przepisana.
50
SZPIEG

bie obecność cudzoziemca, aby mu i w tém nieuchybić: ieżeli Pan Harper, dodała, zechce pozwolić, biednemu kramarzowi weyść do nas i chwilę z nami zabawić.
Harper odpowiedział tylko lekkiém skinieniem głowy, lecz iego uprzeymość maluiąca się w twarzy i ta słodycz w spoyrzeniu, co często iest duszy zwierciadłem, lepiéy go tłómaczyła, co myślał w téy chwili.
W pokoiu gdzie się znaydowali, stały pod oknami małe sofki, które piękne z adamaszku firanki do połowy zasłaniały. Kapitan Warthon zaiął był z nich iednę, tak iż krzyżowo założona firanka, całkiem go zakrywała. Franciszka zaś usiadła na drugiéy, przybieraiąc na siebie równie poważną iak smutną postać, co przy iéy żywém ułożeniu dziwnie sprzeczném się zdawało.
Harwey Birch od początku młodości swoiéy handlem się trudnił. Mówił mało, lecz że nikogo nie oszukał, zyskiwał więcéy,