Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/78

Ta strona została przepisana.
76
SZPIEG

niemu, wzięła go za rękę, i z nieśmiałością, któréy lepiéy żywy na twarzy iéy rumieniec tłómaczył, rzekła do niego: nie zdradzisz zapewne moiego brata, niepodobna iżbyś go miał zdradzić? Harper stanął i wpatruiąc się w prześliczną postać ziemskiego owego anioła, poważnym odezwał się głosem:
— Nie powinienem, nie mogę, i nie chcę go zdradzić: wznosząc potem rękę nad głową Franciszki, ieżeli dodał błogosławieństwo cudzoziemca ma iaką cenę w twych oczach, przyimiy go odemnie, drogie dziecię, i pozdrowiwszy przytomnych do swego oddalił się pokoiu.
Kilka te słów wyrzeczone przez Harpera, głos iego i sposób zachowania się, wielkie na wszystkich uczynił wrażenie; sam nawet Warthon, który iuż był zwątpił o przeznaczeniu syna, spokoynieyszym iuż bydź zaczął. Uradowany kapitan, iż bez obawy, będzie się mógł swobodnie w