Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/90

Ta strona została przepisana.
88
SZPIEG

— Taki człowiek zdradzić nas nic powinien, pomyślała sobie w duchu; kto czuć umie, ten złym bydź nic może.
— Wszyscy ieszcze rozmyślali w milczeniu, gdy uyrzano Harweya Bircha, który korzystając z pogodnego czasu pośpieszał do Szarańcz. Przychodził on pasuiąc się z dącym ieszcze gwałtownie od wschodu wiatrem, głowę maiąc naprzód podaną, ręce na obydwie lataiące strony i ten chód prędki, żywy, iakim zwyczaynie spieszy kupiec uganiaiący się za sprzedażą towarów swoich.
— Doczekaliśmy się przecie pięknego wieczora, rzekł pozdrawiaiąc przytomnych, czas taki przyiemny, tak łagodny, iakiegośmy ieszcze téy iesieni nie mieli.
— W saméy rzeczy, odezwał się Pan Warthon, ale iakże się miewa twóy oyciec? słyszałem iż mocno słaby.
Harwey milczał, lecz gdy Warthon powtórzył zapytanie, przerywanym i drżącym odpowiedział głosem: