Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/99

Ta strona została przepisana.
97
ROZDZIAŁ IV.

— To rzecz naymnieysza! przerwał Henryk przedrwiwaiąc, ieżcli mnie ieszcze tutay znaydą te łotry, to kilka gwineów cały interes zakończy. Nie Birchu, nie, zostanę tu do iutra.
— I maior Andrzey miał także gwineie, a dla tego niewiele mu pomogły, rzekł kramarz ozięble.
Obydwie siostry na ramionach u siebie oparte, trwożyć się równie pomiędzy sobą zaczęły. Móy bracie, rzekła starsza, usłuchay podobno rady Bircha, który ci nigdy źle nic życzył.
— Jeżeli iak się domyślam, dodała Franciszka, Birch dopomógł ci do nawiedzenia nas, bezpieczeństwo twoie wymaga ażebyś go słuchał.
— Wyszedłem sam z New-Yorku, i sam do niego powrócę; odpowiedział hardo kapitan; Bircha prosiłem tylko aby mi dostarczył ubioru do przebrania się, i wskazał drogę, którą mógłbym przeiechać spo-