Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/107

Ta strona została przepisana.
105
ROZDZIAŁ IV.

ła, światłu naszéy nauki nieużytecznemi czynisz.
Lawton znaiąc doktora, iż kiedy w tym przedmiocie rozwodzić się zaczął, milczenie naylepszym do uspokoienia go było środkiem, udał, że go nie uważał, i słowa mu nie odpowiedział. Sytgreaw raz ieszcze obeyrzawszy się na cmentarz, westchnął głęboko. Jaka szkoda, rzekł, że nie mam czasu wydobyć z grobu téy nocy, owego nieboszczyka, który naturalną śmiercią zszedłszy z tego świata, bardzoby mi przydał się do mego rozbioru: wszakże on był oycem téy kobiety, którą widzieliśmy dziś zrana.
— Jakto! téy Pani doktorowéy? rzekł Kapitan z złośliwym uśmiechem, co towarzysza iego w zły humor wprowadzać zaczęło: nie, nie, to była iego służąca, dozorczynia, zastępuiąca mieysce urzędnika zdrowia. Nieboszczyk był oycem Harweya, Kramarza, sławnego szpiega!