Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/110

Ta strona została przepisana.
108
SZPIEG

i w całym nim widać było, iż okropna boleść rozdzierała iego duszę. Wyszedł iednak zwycięzcą z téy walki, którą natura między czułością, a rozsądkiem podzieliła: wyprostowała się iego postać, rozpacz ustąpiła z iego twarzy, i wzniósłszy oczy do nieba, zdawał się tam znaleźć źródło pociechy dla siebie. Wkrótce grób usypano, przyiaciele zmarłego zieloną pokryli go darnią, i na pamiątkę trwalszą nieraz od marmurów i spiżów, kamień połowy u nóg złożyli.
Towarzyszący pogrzebowi uklękli w końcu na ziemi, i zwykłe za iego duszę odmówili pacierze.
— Dziękuię wam, rzekł Harwey; te były iego słowa, które mógł wymówić. Wszyscy zresztą do domów rozchodzić się zaczęli, i Harwey wraz z Katy Haynes do swego wrócili mieszkania. Prosto z cmentarza, przyłączył się był do nich człowiek, którego w okolicach znano pod imieniem