Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/118

Ta strona została przepisana.
116
SZPIEG

— I owszem okolice te są bardzo powabne, mieszkańcy poczciwi i ludzcy, lecz cóż mi to wszystko teraz znaczy! świat wszędzie iest równym dla mnie, wszędzie moia oyczyzna, wszyscy odtąd są obcy, nieznani dla mnie na świecie.
To mówiąc pieniądze które do swego kramiku chował, wyleciały mu z ręku, i omdlały upadł na krzesło.
— Czyż i mnie Harweyu, zawołała Katy biorąc go za rękę, i mnie iuż zapomnieć myślisz? postać moia iestże równie obcą dla ciebie?
Birch ponurem spoyrzał na nią weyrzeniem, wyraz czułości malował się w iego rysach, i do iego serca przemawiał. Ścisnąwszy ią przeto za rękę, osłabionym rzekł do niéy głosem:
— Nie, dobra kobiéto, nie: nigdy mi obcą nie będziesz. Gdy mnie inni prześladować będą, gdy mnie spotwarzą, i ucisnąć zechcą, ty może iedna oddasz mi sprawie-