Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/119

Ta strona została przepisana.
117
ROZDZIAŁ IV.

dliwość, i kilka słów przemówisz na obronę moię.
— Wszędzie, i w każdym czasie! zawołała Katy, z coraz bardziéy wzmagaiącym się zapałem. Tak iest Harweyu! bronić cię będę do saméy śmierci moiéy. Wszak wiesz iak byłam przywiązaną do oyca twojego, a któż kochaiąc oyca, syna nienawidziéć może? cóż mi zresztą do tego, że należysz do sprawy Króla. Powiadaią, iż to ma bydź Monarcha wspaniały, i sprawiedliwy, tylko że Ministrowie używaiąc iego imienia, dopuszczaią się różnych bezprawiów, i nas ciemiężą.
Kramarz wstał, i prędkim krokiem przechodzić się zaczął, iego oczy zdawały się bydź obłąkane, w twarzy wyryta boleść, z pewną godnością złączona.
— Gdym go przeżył, zawołał Harwey, nie ma komu mnie wspierać, ani w taynikach serca moiego nikt więcéy czytać nie będzie. Przeszedłszy tyle niebezpieczeństw