Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/143

Ta strona została przepisana.
141
ROZDZIAŁ V.

starczało nabiału, zapewneby żaden ani pokosztować chciał.
— Nazwę ich ludożercami, ieżeli choć kawałek z niéy się dotkną, rzekł Lawton.
— Pokazuie się zawołał Masson, iż w szczęce mam więcéy czułości niż w sercu, bo szanuiąc tak dawną znaiomość, żadną miarą ukąsić iéy nie mogę.
— Sprobuycie ieszcze popić: rzekła Betty zbliżaiąc się ku dwom Officerom, giną frasunki, porzucaią smutki człowieka, przybywa wesołość i zdrowie, kiedy kto często gardło odwilża. To mówiąc nachyliła gąsior i kilka z niego nalawszy szklanek, z iednéćy z nich sama skosztowała, i krzywiąc się rzekła: nie rozumiem co tu iest dobrego w tém winie, słodkie, nudne i słabe, boday to móy kok-tail, co to i w żołądku zagrzeie, i w głowie zaszumi.
Biesiaduiący iednakże nie zgodzili się na napóy swéy Bachantki. Wino iednomyślnie uznane zostało za doskonałe, i dobry