Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/150

Ta strona została przepisana.
148
SZPIEG

— Bez wątpienia. Washington téż przez usta swoie, wyrzekł twóy wyrok na ciebie.
— Nie, nie, nie! zawołał Harwey z żywością mieszaiącą Dunwoodiego. Washington lepiéy zna serca ludzkie, bo i sam grał w kostki ze szczęściem swoiém?Jeżeli mnie skazał na szubienicę, czyliż zapomniał, że i dla niego przygotowaną także była? Nie, nie, nie! to bydź nie może, Washington nigdyby na mnie tych słów nie wyrzekł:
“Niech go prowadzą na szubienicę.”
— Wytłómacz się, rzekł Major tą odpowiedzią zdziwiony, maszże iakie powody odwołania się do łaski Naczelnego wodza?
W Birchu zatrzęsły się wszystkie członki, nie z boiaźni ale z zapału, iaki w nim walka różnych uczuć i wspomnień wzbudziła. Wydobył z zapiersi małéy ołowianéy puszki, drżącą otworzył ią ręką, wyciągnął z niéy kawałek zwiniętego papieru, postąpił krok naprzód dla oddania