Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/177

Ta strona została przepisana.
175
ROZDZIAŁ VII.

sami na nas napadli, i wszyskie nam łupy wydarli.
— Niegodne łotry! zawołał Lawton z powagą. Jednakże mnie to dziwi, iak mogliście wy przyiaciele wolności i kraiu, układać się z rabusiami, których pustoszyć i niszczyć kray, iedyném iest rzemiosłem.
— Musieliśmy dla własnego bezpieczeństwa — porozumieć się z niemi: któż mógł spodziewać się, aby tak haniebnie postąpili sobie z nami? człowiek bez honoru, gorszy iest od drapieżnego zwierza. Ale powiedz mi Kapitanie! iak myślisz, mogę zwierzyć się Majorowi Dunwoodi z mego zamiaru, i iego w tém zażądać pomocy.
— Na moie słowo, odpowiedział Lawton przybieraiąc postać rozważaiącego rzeczy człowieka, w przedmiocie tak delikatnym o iakim mówisz, przyznam ci się, iż trochę powątpiewam.
— Właśnie i ia tak myślę, iż na Majora nic rachować nie można, rzekł Skinner,