Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/214

Ta strona została przepisana.
212
SZPIEG

— Tak iest: sam Lucyper a ci co go nam tu przyprowadzili, byli to iego sługi, czarty, potępieńcy piekielni.
— Gdybyś się nawet mylił co do rzeczy, sierżancie, bynaymniéy co do osób, domysły cie nie zwodzą, gdyż ieżeli są złe duchy w Hrabstwie West-Chester, bez wątpienia oprawcy są niemi.
— Nie są to domysły, Mistress Flanagan, szatan wiedział, iż nikogo nie pilnowalibyśmy z taką ostrożnością iak tego szpiega Bircha, i dla tego przybrał on na siebie iego postać, aby mógł łatwiéy weyść do twéy izby?
— Nie dość iest biedy i niedoli na święcie, żeby ieszcze z głębi piekieł zmawiano się na biedną wdowę? z resztą iakieby szatan mógł miéć w tém powody, i czegoby chciał odemnie, chciéy mnie nauczyć?
— Kusić cie podobnie, iak Zbawiciela na puszczy, i porwać potem twą duszę. Jeżeli mu się to nie powiodło, dzięki niech