Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/23

Ta strona została przepisana.
21
ROZDZIAŁ I.

Słabym, i grobowym głosem, wyrzeczone słowo: Harwey! rozeszło się po izbie umieraiącego. Idę, móy oycze! idę! zawołał Birch wyrywaiąc się ze szponów swoich tygrysów, czém roziuszony Skinner rzucił za nim bagnetem, lecz szczęściem że ten śmiertelny pocisk, tylko co go drasnął, i suknie przybił mu do ściany że ruszyć się nie mógł.
— Nie bóy się, nie uydziesz, nie, rzekł Skinner, znam cię dobrze, żebym na moment spuścił cię z oka. Oddaway pieniądze! powtarzam ci raz ieszcze.
— Jużeś mi ie zabrał, odpowiedział Birch.
— To tylko trochę, ty musisz miéć więcéy. Król Jerzy płaci dobrze, a ty mu się téż nie źle wysługuiesz, żeby nie miał bydż wspaniałym dla ciebie. Gdzie iest twóy skarbiec? mów zaraz, ieżcli chcesz abyś oyca swoiego uyrzał.