— Nie sądziłem nigdy, żeby John Birch, miał tak wielkie oczy, rzekł Cezar, trzęsąc się ieszcze cały z boiaźni.
— Nie rozumiem zresztą, dodała Katy, na co umarłemu zdadzą się pieniądze, lepiéy żeby ie żyiącym zostawił. Lecz móy Boże, co teraz będzie z Harweyem, iuż on zginął na zawsze.
— Może mu téż pieniędzy nie wzięli, i któż wie czyli szczęśliwie z niebezpieczeństwa nie wyszedł.
Kilka te słów Cezara, nowym pomysłem, ożywiły wyobraźnią Katy. Czemuż nie miałoby bydź podobném aby zbóycy w pierwszym przestrachu zapomniéć swych łupów nie mieli? uwaga ta zmnieyszyła iéy obawę, i po długich z Cezarem naradach, postanowili nakoniec oboie powrócić do mieszkania Bircha, dokąd z wielką ostróżnością wolnym zbliżali się krokiem. Przekonani zresztą, iż naokoło zupełna panowała spokoyność, ośmielili się wejść
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/29
Ta strona została przepisana.
27
ROZDZIAŁ I.