Jedenasta iuż wybiła godzina, a pułkownik. Welmer nie pokazał się wcale. Przyniesiono mu śniadanie do łóżka, w którém udaiąc słabego, cały dzień przeleżeć postanowił, chociaż go uczeń Eskulapa namawiał aby się przeszedł cokolwiek i rozerwał w kompanii. Sytgreaw zostawiając go zresztą samotnym cierpieniom, sam z nierównie większą przyiemnością przedsięwziął odwiedzić kapitana Syngletona.
Wchodząc do iego pokoiu spostrzegł, iż lekki rumieniec na twarz iego wystąpił, czém ucieszony przyskoczył do niego, i porwawszy go za rękę chciał lepiéy po pulsie, przekonać się o iego zdrowiu.
— Oczy dość żywe, rzekł doktór, widzę że zaczynasz się pocić, to dobrze; ale puls za nadto prędki, znak gorączki.
— Nie, móy kochany doktorze, rzekł Syngleton, nie mam wcale gorączki zaręczam cię, i owszem czuię że....
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/59
Ta strona została przepisana.
57
ROZDZIAŁ II.