Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/69

Ta strona została przepisana.
67
ROZDZIAŁ II.

dom nasz tylu rannych, iakby lazaret chciał u nas założyć.
— Winniśmy podziękować Bogu, rzekła Franciszka, iż pomiędzy niemi, niema nikogo, któryby nas szczerze nie obchodził.
— Tak bardzo, to ia nie widzę, tylko iednego brata naszego, coby cię interessować powinien, rzekła żywym tonem Sara.
— O tém ani wątpić możesz, odpowiedziała Franciszka, płonąc się, i oczy w ziemię spuszczaiąc: wprawdzie iego rana nie iest niebezpieczna, lecz że mu z domu wychodzić nie wolno, naybardziéy mnie to niespokoyną czyni.
— Takie to są owoce rokoszu i woyny domowéy, rzekła Sara, dopiero doświadczać ich zaczynasz; brat ranny, więzień, może ieszcze ofiarą się stanie; a oyciec zniszczony na maiątku, za to, że zawsze był wiernym królowi swoiemu.