— W pododnym przypadku, rzekł niezrozumiale: to... tak iest....... światło nauki, czyli wiadomości które pochodzą, ze światła...... Głośny śmiech Kapitana przerwał mu mowę, i do reszty go pomieszał.
— Wytłómaczże się iaśniéy, bo nie rozumiem co chcesz powiedzieć.... rzekł Welmer kosztuiąc swe wino.
— Tak Pułkowniku! rzekł Sytgreaw obracaiąc się tyłem do Lawtona, powiadam, że kataplazm z ośródku chleba, i z mleka iak tu używaią, nie wiele na stłuczenie pomaga.
— Tém gorzéy! do kata! tém gorzéy, złapałeś się Doktorze! zawołał Lawton, powracaiąc do zwyczaynego swego tonu.
— Nie odwołuię się téż do nikogo, tylko do Pułkownika Welmer, odpowiedział z gniewem Sytgreaw, do męża, którego znakomite talenta i wysoka edukacya zaleca.
Pułkownik dał poznać uśmiechem, ile mu to rzucone kadzidło pochlebiało.
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 2.djvu/93
Ta strona została przepisana.
91
ROZDZIAŁ III.