— Jak to znać zaraz, że Kapitan Lawton iest z nimi, rzekła Betty do siebie, sama w tyle zostawszy. Nie wloką się iak za nieboszczykiem, ale pędzą iak Negry. Radabym się przypatrzéć, lub usłyszeć co téż to z tego będzie, ale mi szkoda szkapy, bo mi się i tak trochę zmordowała, i przytem kto w ie, czyby podczas bitwy, kula minąć mnie chciała.
Żołnierze Lawtona pod iego dowództwem postępowali bez naymnieyszéy obawy, i namysłu. Nie wiedzieli oni wprawdzie, czy walczyć będą z tak zwanemi pastuchami, czyli téż z woyskiem regularném, lecz znali męztwo, i biegłość swego wodza, te właśnie pobudki, które naylepiéy zachęcaią żołnierza.
Przybywszy przed bramę w Szarańczach, Kapitan kazał stanąć, zsiadł z konia, wziął z sobą ośmiu ludzi, i z niemi wszedł na dziedziniec, a Hollistera z czterma dragonami przy bramie postawił. Gdyby dodał, kto chciał wyiść pamiętayże..... Pło-
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/101
Ta strona została przepisana.
101
ROZDZIAŁ IV.