Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/102

Ta strona została przepisana.
102
SZPIEG

mienie w tym momencie pokazały się na dachu, i od ognia łuna zajaśniała na niebie.
— Daléy! zawołał Lawton, daléy! biymy, morduyiny tych łotrów co do nogi!
Głos icgo olbrzymi, rozległ się po całym domie, i doszedł do uszu Skinnera, który plądruiąc po dolnych pokoiach, zabierał resztę stołowych sreber, na codzienny użytek familii służących. Poznał natychmiast groźnego swego nieprzyiaciela, upuścił z reku kosztowną swą zdobycz, i widząc, co go czeka, oknem ratować się postanowił.
— Gińcie zbóycy! krzyknął Lawton wpadaiąc w téy chwili do pokoiu, i pierwszego towarzysza Skinnera, który mu się nawinął, silném cięciem pałasza obalaiąc na ziemię. Sam zaś herszt, niezdążywszy okna otworzyć, połową tylko wyskoczył, i na ten raz ieszcze uszedł zasłużonéy kary. Kapitan iuż się był za nim posunął, lecz