Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/121

Ta strona została przepisana.
121
ROZDZIAŁ VI.

nic takiego nie pokazał, skądby nadzieię lub obawę można było wyczytać. Lecz tą razą Miss Peyton z Franciszką ciągle swe oczy maiąc w niego zwrócone, znalazły w iego twarzy wyraz pewnego wzruszenia, którém zwiększył ich trwogę. Przeszło parę minut trzymaiąc Sarę za rękę, ozdobioną dyamentową bransoletką, zatrzymał się chwilę iakby chciał ukryć pierwsze pomieszanie swoie, i z głębokiém westchnieniem obróciwszy się do Miss Peyton: Nie ma bynaymniéy tu gorączki, rzekł do niéy; czas, rozsądek, staranie i pomoc Boska wyprowadzić może siostrzenicę Pani, z iéy choroby, na iaką w nauce naszéy nie ma lekarstwa.
— I gdzież iest ten nikczemnik, co to nieszczęście zrządził! odezwał się Syngleton, usiłuiąc podnieść się z sofy, na któréy osłabiony leżał. Na cóż się przyda zwyciężać nieprzyiaciół naszych, ieżeli zwyciężeni takie rany zadawać nam będą?