— Nie móy Kapitanie, słyszeliśmy tylko opodal strzelenie, i byłbym natychmiast na ten odgłos pośpieszył, gdyby mi służba moia pozostać na mieyscu nie kazała.
— Sprawiedliwie! nie widziałżeś nikogo w tych stronach?
— Nikogo...... zkimby się spotkać można! Jakże dawno nie o liczbę, ale gdzie są, pytać się zacząłeś?
— Spodziewam się Kapitanie żem nieraz dał tego dowody, lecz w mém życiu niechciałbym mierzyć się z duchami, których ołów nie dotknie, a żelazo przeciąć nie zdoła. Krótko mówiąc dwa, lub trzy razy przy świetle xiężyca, i iuż iak dnieć zaczynało, widziałem wychodzącą z lasu czarną iakąś postać, która mi się wydawała, iż nie iest stworzeniem tego świata, i która......
— Ah! może to będzie ta sama czarna postać, iaką spostrzegam idącą około skały.
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/140
Ta strona została przepisana.
140
SZPIEG