— Cicho i słuchaymy! Zatrzymali swe konie i w tym momencie kamień, miernéy wielkości spadł z góry przed Lawtonem.
— Chcą nas tu zakamienować doktorze!
— Nie takich to kamieni na nas potrzeba; w dawnych czasach takiemi kamykami z procy rzucano, a dla tego choć ludzie, nierównie byli silnieysi iak teraz, nie wiele one iednak szkodziły.
— Lecz powiedzże sam doktorze, iż podobne przywitanie wcale nie zapowiada, żeby nam tu szczególnie radzi byli.
— Oglądam się na wszystkie strony, czy nie uyrzę kogo, ale oprócz nas dwóch żadnéy tu duszy żyiącéy nie widać. To niepodobna, wierzay mi Kapitanie, ów kamień musi bydź meteorem, który się często zdarza w naturze.
— Cały móy oddział mógłby się schować w te zarośla, iakiemi są skały pokryte, a nikłby go nie spostrzegł, rzekł Kapitan
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/15
Ta strona została przepisana.
15
ROZDZIAŁ I.