Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/156

Ta strona została przepisana.
156
SZPIEG

— Prawda, ale służy otwarcie, nie zaś potaiemnie.
— Z tém wszystkiém mówią o nim, iż ma bydź szpiegiem.
— To potwarz! zawołała Franciszka rumieniąc się z oburzenia: móy brat nie podiąłby się tak podłego rzemiosła; ani charakter duszy, ani osobiste widoki, skłonićby go nie mogły do téy niesławy.
— Oh! nie potrzeba, iak Harwey mało na te widoki zważał; dla tego pewna iestem, że gdyby przyszło do ścisłego rachunku, Król Jerzy okazałby się iego dłużnikiem.
— Przyznaiesz więc, iż miał swe zwiąski z woyskiem Angielskiém? szczerze powiem iż był czas, gdziem sama podobnie o nim myślała.
— Móy Boże! Panno Franciszko, Harwey to osobliwszy człowiek, na którym żadnéy rachuby oprzeć nie można: przez dziewięć lat mieszkałam w domu iego oyca, nigdy go iednak wyrozumieć nie mogłam,