było skutkiem odbicia się słonecznych promieni, od okna niezgrabnie zbudowanego domu, i tak dobrze pomiędzy dwóma rozłomaini skał ukrytego, iż bez tego wydarzenia, nie byłaby go nigdy odkryła.
Piérwsze wrażenie zwykle działa na umysł człowieka: zuchwałość mieszkańca tych niedostępnych przepaści, zaięła uwagę Franciszki, którą drugi widok ieszcze bardziéy zadziwił. Na małym poziomie za dziedziniec domu służącym, iakaś postać nieruchoma zdawała się ciągle wpatrywać w powóz Pana Warthona, któren zwolna wyieżdzał na górę. Zrazu sądziła iż cień od szczytu skały, mógł się podobnie iéy wydawać, lecz niedługo postać owa kilka postąpiła kroków, weszła do swego dzikiego ustronia, i iak Franciszka mniemała, miał to bydź Harwey Birch uginaiący się pod ciężarem swoiego kramiku. Jeszcze wyiść z swego zadziwienia nie mogła, czegoby ten osobliwszy człowiek
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/159
Ta strona została przepisana.
159
ROZDZIAŁ VII.