Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/179

Ta strona została przepisana.
179
ROZDZIAŁ VIII.

iącego, iż rozkazawszy zbliżyć się iéy ku kratkom, łagodnym przemówił do niéy tonem.
— Tobież więc, rzekł, Henryk Warthon zwierzył się z zamiarów swoich, iakie miał w potaiemném familii swéy nawiedzeniu?
— Nie; odpowiedziała Franciszka, podpieraiąc się ręką o zapłonione z nieśmiałości czoło; nie, słowa ze mną o tém nie mówił. Nie spodziewaliśmy się wcale iego przybycia. Lecz kogóż to zastanawiać może, iż syn o własném niebezpieczeństwie zapomniał, aby się z oycem zobaczył?
— Nikogo! rzekł prezyduiący, spoglądaiąc na nią z rodzicielskiém uczuciem, nikogo zaręczam. Lecz proszęż mi powiedzieć, czyż to pierwszy raz widzieć się z wami przyszedł?
— Nie; bez wątpienia, trzy czy cztéry razy od czasu woyny, mieliśmy to ukontentowanie oglądać go u siebie.