Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/185

Ta strona została przepisana.
185
ROZDZIAŁ VIII.

ną twarzą, i z kręcąccmi się w oczach łzami, lecz sprawiedliwość sercu milczéć nakazuie! daléy Panowie wychodźmy!
— Nie wychodźcie! nie wychodźcie! zawołała Franciszka, usiłuiąc ich zatrzymać, i na kolanach wlekąc się za niemi aż na środek sali, i taż to iest sprawa, która mi tak drogą była? sąż to ci sami ludzie, których szanowałam bez granic? Pułkowniku Syngleton! przez litość na siostrę, na oyca..... więcéy wymówić nie mogła, i bez przytomności padła na ziemię. Pułkownik zatrzymał się chwilę; spoyrzał na nią z głebokiém rozczuleniem, i powierzaiąc ią staraniom przybyłéy ciotki, wyszedł z sali wraz z obydwoma Sędziami.
— Panowie! rzekł do nich, gdy iuż do osobnego weszli pokoiu: z powołania naszego wypełnić mamy, co nam prawo i sprawiedliwość wskazuie. Myślmy teraz iak Sędziowie, a wywiązawszy się z powinności naszéy, wolno nam będzie za-