Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/210

Ta strona została przepisana.
210
SZPIEG

Maior w tymże momencie nadiechał. W rysach swéy twarzy nie pokazywał on, żeby był bardzo uradowany, ani téż smutkiem obarczony, iedynie widać w nim było unużenie, po prędkiéy podróży. Ścisnąwszy za rękę Franciszkę, upadł bez sił na krzesło.
— Nie powiodło ci się zapewne, rzekł smutnie Pan Warthon, nie okazuiąc iednak naymnieyszego po sobie wzruszenia.
— Nie widziałeś się z Harperem? zapytała blednąc Franciszka.
— Nie; kiedym przepływał przez Hudson, widziałem go, iak na barce przebierał się na drugą stronę rzeki. Pośpieszyłem za nim, ścigałem go po górach, lecz mi na drodze zniknęły iego ślady, i wrócić musiałem; z tém wszystkiém ieszcze niestracona nadzieia, iadę natychmiast do obozu, aby wykonanie wyroku, przynaymniéy do dni kilku odłożone bydź mogło.