Bez wątpienia: odpowiedział doktór. Wczoray wieczorem, przybył Kapelan królewskiego woyska, i przywiózł z sobą kartę wymiany, dla pułkownika Welmer, i dla tych którzy u nas w lazarecie zostaią.
— Kapelan! iestże to iaki próżniak, piianica, rabuś obozowy, zaślepiony, ciemny fanatyk, lub téż ieden z tych Xięży, którzy zaszczyt powołaniu swemu przynoszą.
— I owszem, człowiek bardzo godny, ile go z powierzchowności sądzić można. Przed obiadem przeżegnał nas, i wyrzekł benedicite, z tém religiyném uczuciem, iakie ufność i poszanowanie wzbudza.
— I może ieszcze na noc zostanie?
— Zapewne, kiedy iutro rano wyiechać ma z ieńcami. Ale Lawtonie, nam się śpieszyć potrzeba, nie mamy czasu do stracenia, gdyż Miss Peyton usilnie mnie prosiła, żebyśmy co prędzéy do Szarańcz przyieżdzali. Zaczekayże z parę minut na
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/41
Ta strona została przepisana.
41
ROZDZIAŁ II.