Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/44

Ta strona została przepisana.
44
SZPIEG

oboiętnie rzucił okiem na tę cała scenę, i kilka słów przemówiwszy do każdéy z przytomnych osób, usiadł sobie przy doktorze, który w kącie salonu rozmyślał nad przyczyną, tak nadzwyczaynego zebrania.
— Cóż ty Kapitan o tém wszystkiém sądzisz? zapytał doktor po cichu Lawtona.
— Sądzę, odpowiedział Kapitan, tymże samym tonem, iż powinieneś był dostać od Betty Flanagan, trochę mąki do upudrowania czarnéy swéy peruki, w któréy nie naylepiéy wyglądasz; lecz iuż za późno, musisz tak zostać, z uchybieniem etykiecie zwyczaiami przyiętéy.
— Lecz patrzay no, patrzay Kapitanie! Kapelan wchodzi pontyfikalnie ubrany. Cóż to wszystko ma znaczyć?
— Przypomniy sobie drugą strofę swéy klassycznéy ballady, a w niéy znaydziesz rozwiązanie téy zagadki.