Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/64

Ta strona została przepisana.
64
SZPIEG

czciwy, sumienny i odważny, nieprawda sierżancie?
— Co do tego, odpowiedział weteran iest wyższy Pan nad nami, u którego Washington, równie iak biedny sierżant, wszystko iedno znaczy, a który sam tylko znać i sądzić naylepiéy sprawy ludzkie może; lecz co do odwagi Maiora przyznać mogę, iż nigdy nie powie: idźcie moie dzieci ale idźmy moie dzieci! i ieżeli któremu dragonowi czego zabraknie, on sam ze swoiéy kieszeni płaci, słowem iest dla nas oycem, i my też go wszyscy z serca kochamy.
— Czegóż siedzisz tutay z założonemi rękami, kiedy ten którego tak kochasz w naywiększém niebezpieczeństwie zostaie? odezwał się głos nieznaiomy z podwórza, daléy na konia, do broni! nie trać ani momentu czasu, i śpiesz za swoim Kapitanem, bo wkrótce iuż będzie za późno!