Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 3.djvu/68

Ta strona została przepisana.
68
SZPIEG

bronę od złego ducha, i zasłonę od ognia. Dopiero gdy Birch zniknął, Cezar ledwie towarzyszowi swemu wydobyć się zdołał.
— Jakże żałuię rzekł, iż Harwey odiechał, razem z sobą bylibyśmy przeiechali wąwozy, wpośrzód których John Birch nie byłby syna swoiego napastował.
— Ah! biedna głowo! zawołał Hollister, czegóż myślisz, iż ten cośmy go tu widzieli, taką samą z ciała i krwi był istotą, iak my iesteśmy?
— Harwey wprawdzie do nas wzrostem, ani twarzą niepodobny, ale w rozsądku i przebiegłości daruiesz sierżancie, że nas obydwóch przewyższa.
— Sierżancie Hollister, rzekła szynkarka, ktokolwiek cię przestrzegł o niebezpieczeństwie Kapitana, słuchay méy rady, przywołay żołnierzy, i spiesz mu na pomoc. Wszakże kiedy Kapitan odieżdzał, kazał ci bydź w pogotowiu, czuwać całą