Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/117

Ta strona została przepisana.
117
ROZDZIAŁ V.

chodzić musi. Niepodobna: chyba Franciszka nie oddała mu moiego listu.
Usłyszawszy tentent koni, Harwey zerwał się natychmiast, postąpił nad sam brzeg góry, i z ostrożnością sobie właściwą, kryiąc się za skałą, dopóty nie spuścił z oka dragonów, dopóki ci nie zaiechali za inną górę: wówczas usiadł, i spokoynie resztę swego pożywienia dokończał.
— Pojechali ku Kroton, rzekł, tam ich potrzeba wzywa. Drogę masz ieszcze daleką Kapitanie Warthon, a do tego niesłychanie utrudzaiącą. Lepiéy posil się ze mną, wszakżeś taki apetyt miał na skale Fischkill, czyżeś go stracił przez drogę?
— Sądziłem się wówczas bezpiecznym, lecz teraz co mi siostra powiedziała, trwogą nabawiać mnie zaczyna.
— Bo równie zastanowić się niechcesz teraz iak i wówczas kiedym ci radził, abyś bezzwłocznie, opuścił był ze mną Szarańcze. Major Dunwoodi nie iest z rzę-