Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/118

Ta strona została przepisana.
118
SZPIEG

du ludzi, którzy mogą śmiać się i żartować, chociaż przyiaciela, brata nieraz prześladowanego widzą. Śmiało przeto zjedz ze mną, czém mnie opatrzność obdarzyła, i bądź pewien iż nie spotkamy się z kawaleryą, ieżeli nasze nogi ieszcze cztery godzin wystarczą, i ieżeli słońce tak długo za górami zostanie, iak zwyczaynie.
Kramarz mówił tym pewnym i przekonywaiącym tonem, iaki ufność wzbudza.
Postanowiwszy przeto Henryk póyść za radą wybawiciela swoiego, uczuł obudzaiący się w sobie apetyt, i nie wiele myśląc dał się nakoniec przeprosić, ze skromnym Bircha posiłkiem. W dalszą zresztą udawszy się drogę, dwie godziny po górach drapać się ieszcze musieli, nie maiąc innego przewodnika nad Xiężyc, i innych śladów nad własne: słowem po długiéy i przykréy przeprawie, przybyli nakoniec na pogranicze tak nazwanego neutralnego