Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/120

Ta strona została przepisana.
120
SZPIEG

— Zwolna! Kapitanie Warthon, zwolna! spóyrz tylko na drugą górę wznoszącą się opodal ku wschodowi. Widzisz iak się tam oddział kawaleryi powstańców czernieie. Bądź pewien, iż aby lepiéy się rozwidniło, attakować pewnie na woyska królewskie zaczną, nie zapominay zatem iż wpośrodku trzystu ludzi, dobrze uzbroionych, znalazł się ieden człowiek, co cię zatrzymać potrafił.
— Czyliż iedne koleie losu miałyby bydź w życiu ludzkiém naznaczone? czyżem nie powinien złączyć się z szeregami Pana moiego, i podzielać ich przeznaczenie złe, lub dobre.
— Z nierówną walczyć chcesz bronią? niepamiętasz Kapitanie, żeś iuż postronek miał około szyi? nie! nie! przyrzekłem doprowadzić cię bezpiecznie, i słowa moiego nie zmienię. Jeżeli nie masz względu na siebie, Kapitanie Warthon, wspomniy