Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/122

Ta strona została przepisana.
122
SZPIEG

Idąc ieszcze z godzinę, ponad brzegami Hudsonu, spostrzegli zdaleka płynący bryg po rzece.
— Kapitanie Warthon, rzekł Harwey, masz teraz porę dopełnienia swych życzeń, Ameryka całą swoią potęgą, nie iest cię w stanie doścignąć, gdy na pokładzie tego statku znaydować się będziesz. Widać iż iest wysłanym na pomoc oddziałowi któregośmy widzieli: Officerowie królewscy, iak widać lubią aby ich działa zawsze były czynne.
Henryk nie odpowiedział na tę przymówkę, i bydź może, że na nią nie zważał: z radością tylko pomvślał sobie, że za zbliżeniem się statku, da znak i z nim zabrać się potrafi. W tym momencie wystrzały ręcznéy broni iedne ciągłym ogniem, drugie nieregularnym, lecz zawsze utrzymywanym, słyszeć się dały.
— Sprawdziła się przepowiednia twoia rzekł Henryk: woyska nasze spotykaią się