Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/123

Ta strona została przepisana.
123
ROZDZIAŁ V.

z powstańcami. Chętnie oddałbym sześciomiesięczną mą gażę, abym do téy wyprawy należał.
— Hem! lepiéy iednak patrzéć z daleka, iak z bliska.
— Słyszysz, ogień powiększać się zdaie?
— Rekruci to z Monnektikut, co tak nieregularnie strzelaią: ogień zaś ciągły utrzymują woyska królewskie, które iak ci wiadomo, walczą zawsze dopóki tylko mogą.
— Nie lubię tego, co nazywasz strzałami nieregularnemi Harweyu! wszakże ciągły ogień, idzie zapewne nie dla igraszki.
— Prawda Kapitanie Warthon, Rekruci ci warci są naylepszych woysk królewskich, wiele czynią, mało biorą; nie bawią się dla zabawki w powietrzu, ani na oślep nie strzelaią: każdy z nich swego przeciwnika trafia. Ah! ah! royaliści będą mieli co z niemi do czynienia.