Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/126

Ta strona została przepisana.
126
SZPIEG

— Wolna ci droga, odpowiedział Harwey ozięble; powinieneś wiedzieć gdzie się teraz znayduie, bo o kimże byś ty nie wiedział?
— Dobrze mówisz, rzekł Skinner, nie chciałbym iednak sam przychodzić do miasta, znaiąc iż pomiędzy Pastuchami są nie którzy Officerowie, co mi nie naylepiéy sprzyiaią: słowo zaś twoie Birchu, wielce użyteczném mi bydź może, pozwól zatem towarzyszyć sobie.
Harwey zezwolił pod warunkiem, iż broń złoży którą maiąc sobie oddaną, opatrzył wprzód czy była nabita i czy na panewce podsypana, a obok tego zapewnienia się, ieszcze z oka nie spuścił naymnieyszego poruszenia wodza oprawców. Idąc wciąż po nad brzegiem rzeki, gdy się iuż z brygiem zrównali, różnemi znakami zniewolili Kommendanta do wysłania barki do lądu. Henryk dał się poznać wysłanemu na niéy Officerowi, i nim odiechał, ścisnął