Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/134

Ta strona została przepisana.
134
SZPIEG

I w tym momencie spostrzegłszy Bircha, który świadkiem będąc téy przerażaiącéy sceny, stał zadumiony w milczeniu.
— Kramarzu Birchu, dzikim rzekł do niego tonem, nie żałuy towarzysza swego, masz drogę przed sobą, ruszay! inaczéy ieśli zechcesz co pomódz psu temu, ten sam cię los spotka, i ani cię Sir Henryk Klinton, ani nawet sam szatan nie uwolni od śmierci.
Harwey niedał téż sobie powtórzyć, tak obowięzuiącego wezwania, i natychmiast udał się drogą, prowadzącą ku Harlaem. Z tém wszystkiém doszedłszy do krzaków, o kilkanaście kroków odległych, ukrył się w nich ostróżnie, ciekawy końca tego nadzwyczaynego zdarzenia.
Dowódzca pastuchów, kazał wsiąść na koń swemu oddziałowi, wytrząsnął resztę popiołu z fayki, schował ią do kieszeni, i stanąwszy na czele żołnierzy swoich, dał rozkaz do odiazdu! Poznał wówczas Skin-